Haul cz. II PIELĘGNACJA I DODATKI :)

Haul cz. II PIELĘGNACJA I DODATKI :)

Witajcie :)
Dziś cz. II moich zakupów, które popełniłam w maju i czerwcu :) Jeżeli jesteście ciekawi co zakupiłam to zapraszam na filmik, lub zachęcam do przeczytania listy rzeczy, którą sporządziłam :)
ps. Jeżeli przegapiłeś cz. I z kolorówką, kliknij tu:)




PRODUKTY, O KTÓRYCH MÓWIĘ:
-Płyn micelarny ZIAJA
-Płyn do kąpieli LUKSJA
-Szampon do włosów blond TIMOTEI
-Odżywka do włosów blond TIMOTEI
-Jedwab do włosów BIOSILK
-Samoopalacz Pat & Rub: http://www.patandrub.pl/sklep/p-27-balsam-samoopalajacy/
-Mgiełka do Twarzy i ciała Pat & Rub: http://www.patandrub.pl/sklep/p-258-wodna-mgielka-do-twarzy--i-ciala---kwiat-pomaranczy/
-Peeling do ust Pat & Rub: http://www.patandrub.pl/sklep/p-166-piling-do-ust-pomaranczowy/
-Rozświetlający balsam do ciała po opalaniu SORAYA
-Przyspieszacz opalania GOLDEN SUN
-Odbudowująca maska do włosów GARNIER
-Żel pod prysznic LE PETIT MARSEILAIS
-Żel pod prysznic NIVEA HAPPY TIME
-Suchy szampon BATISTE
-Szamponetka, blond MARION
-Krem CC ZIAJA
Chciałam zmienić kolor włosów, ale cóż...

Chciałam zmienić kolor włosów, ale cóż...

Witajcie co tam u Was?:)
Jak spędzacie pierwszy dzień wakacji? U mnie na maxa pracowicie. Niestety trzeba było nadrobić zaległości, które się nazbierały w trakcie sesji, także od rana na pełnych obrotach. Na szczęście notki mam już przygotowane na cały tydzień, filmiki nakręciłam, więc od jutro też zaczynam wakacje :).

Dziś przychodzę do Was z produktem, który pierwszy i zapewne ostatni raz zagościł u mnie. Jeżeli jesteście ciekawi dlaczego i co wyszło z tego 'farbowania' zapraszam na notkę.



Już jakiś czas temu obiecałam sobie, że moja zmiana koloru ograniczy się jedynie do rozjaśniającego żelu z Loreal' i ewentualnie szamponetek. Już nigdy na włosach żadnej farby, ani rozjaśniacza broń Boże! Postanowienie postanowieniem, a odrost odrostem:D. Trzeba jakoś walczyć. Ja wiem, że teraz jest modne ombre i powiem szczerze, że naprawdę nie wiele mi brakuje, żeby zostać mistrzynią ombre, bez robienia ombre. Ostatnio postanowiłam jednak zrobić coś z tym odrostem, chociaż minimalnie rozjaśnić. Jako że nie miałam zbytnio czasu, żeby bawić się z loreal'em postanowiłam wypróbować szamponetki. Nie wiedziałam na jakie się zdecydować, bo totalnie w temacie byłam ciemna. Moja mama ostatnio ściągała kolor (miała czarne i chciała zejść do brązu) i fryzjerka właśnie poleciła jej te szamponetki z Mariona w celu odświeżenia koloru po farbowaniu.
Firma Marion, to dość specyficzna sprawa. O ile niektóre produkty są naprawdę super i mogę je każdemu polecić, o tyle niektóre to totalne dno. Nie wiem od czego to zależy, bo ten produkt mogłabym zakwalifikować tu i tu. Oczywiście przed zakupem poczytałam 'internety' w celu zasięgnięcia opinii, żeby mi na głowie nie wyszła jakaś sinokoperkowa zieleń albo jakieś inne dziwactwo. Ludzie chwalili, polecali... O dziwo, mojej mamie też zmienił się kolor. (Co prawda chciała jaśniejszy za pierwszym razem wyszedł ciemniejszy), ale mimo wszystko zmiana była. Poszłam do drogerii i zapytałam uprzejmej Pani, która tylko czyha za plecami żeby wyskoczyć z tekstem 'Może w czymś pomoć?' Nie wiem czy tylko mnie to wkurza czy Was też? Jezus jak coś chcę to ją po proszę, a nie żeby mi stała za plecami i sapała. Co najgorsze one zamiast odejść, jak odpowiadam: 'Nie dziękuję', to dalej stoi i sępi jak sęp... No ale nie o tym dziś. Więc zapytałam jej, czy ta szamponetka chwyci mój odrost. Powiedziała, że nie ma raczej szans, bo włosy są rozjaśniane rozjaśniaczem i farbami itd. itp i nie ma szans. Myślę sobie: U mnie nie ma szans, a u mojej mamy dało radę? I oczywiście od razu wzięłam 3 saszetki, a co!


 Saszetka niewielkich rozmiarów, do niej dołączone rękawiczki. Oczywiście multum informacji, którymi się zaraz podzielę. Nie wiem czy tylko ja mam takiego świra, że uwielbiam czuć ten przelewający się płyn  w saszetkach :D. Też tak macie?;D Dziwne uczucie:D.




No i przejdźmy już do 'klu' programu, bo walnęłam orędzie do narodu na początku jak chyba nigdy:D. Ile się zabierałam do 'farbowania' tych włosów, to jeden Pan Bóg wie. Kombinowałam, myślałam, zabierałam się chyba z 5x za to, ale nigdy mi się nie chciało. W sumie nie, chciało mi się, ale się bałam. Mam teraz takiego świra na punkcie włosów, że się wszystkiego boję. W końcu zaryzykowałam. Pierwsze co, to o mało nie wpadłam do wanny jak zobaczyłam kolor szamponetki..

CZERWONY! No zesłabiło mnie... ale jak się powiedziało 'a', to trzeba powiedzieć 'b'. Dałam na włosy i heja! Zaczynamy mycie. Jedno co jest super w tym produkcie, to zapach:). Strasznie mi się spodobał ;). Mycie tym produktem to sama przyjemność. Oczywiście przeczytałam informację od producenta, żeby uważać w przypadku włosów farbowanych i rozjaśnianych. No to uważałam. Trzymałam produkt około 30 min. i co? I nic... totalnie nic. Ani mi nie rozjaśniło, ani mi nie przyciemniło. Żadnych efektów. W sumie skutków ubocznych też nie było. Nie miałam wysuszonych włosów, tym bardziej zniszczonych. Czy zaryzykuję kolejny raz na dłuższy czas aplikację? Nie wiem. Na razie odpuszczam :)

Cena: ok. 5 zł/40 ml. 
Koniec czerwca, więc czas na polecane linki :) + jeden mój ulubiony blog i jeden kanał :)

Koniec czerwca, więc czas na polecane linki :) + jeden mój ulubiony blog i jeden kanał :)

Hej hej :)
Ci co mnie śledzą to wiedzą, że czerwiec był dla mnie (zresztą dalej jest) bardzo ciężki, ale nie będę się już nad tym rozwodzić. Oczywiście w przerwie między fizyką, projektowaniem, a automatyzacją, udało mi się przeszukać 'internety' i znaleźć kilka perełek, które są godne polecenia. 
Mam nadzieję, że i Wam strony przypadną do gustu i będziecie chętnie na nie zaglądać tak jak ja :)






Kocham, kocham, kocham tą stronę! Uwielbiam inspirować się tymi połączeniami kolorystycznymi. Używam ich i w makijażach i w stylizacjach. Niektóre zdjęcia niesamowicie mnie inspirują. Wydaje mi się, że jest to też idealne miejsce dla osób, które projektują swoje pokoje, mieszkania... Inspiracji kolorystycznych jest cała masa, a niektóre naprawdę potrafią zaskoczyć !




Kolejny program do projektowania wnętrz :). Nie wyprowadzam się nigdzie żeby nie było, ale zawsze lubiłam się bawić w takie rzeczy :)Stronkę znalazłam dzięki Pauli z bloga One Little Smile. Oczywiście już sobie zaprojektowałam wymarzoną sypialnię :D. Możecie wybrać meble, kształt pokoju i inne bajery :).



Nie mówcie mi, że ktoś nie zna tej strony? :) Niektóre rzeczy są tam tak śmieszne, że czasem się śmieje jak głupia do monitora :D. Uwielbiam tam serie: 'Faktopedia', ileś tam rzeczy, które powinnaś mieć czy widzieć, a także 'zatrzymane w kadrach'. Naprawdę polecam :)



Jak już mowa o odmóżdżeniu, to po prostu nie mogło tu zabraknąć umiłowanego pudelka :D. Przyznam Wam szczerze, że te niektóre artykuły rozwalają mnie na łopatki. Czasem zastanawiam się, czy te gwiazdy są serio takie 'lotne', czy to wszystko robione pod publikę. Jak myślicie?




Jestem ZAKOCHANA  w tym kanale! Lili jest przeboska! Zapraszam Was na ostatni filmik, gdzie ta słodka dwulatka czyta Stefka Burczymuchę:) Śmiech na sali gwarantowany!




Blogerka modowa, bardzo sympatyczna, miła i naprawdę warto ją odwiedzić :)


Znaleźliście coś dla siebie?;)

5 postanowień na lato.

5 postanowień na lato.

Witajcie :)
Dziś nietypowo, ale czasem trzeba wprowadzić jakiś inny post niż tylko kosmetyczny. Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko:). Takie odmóżdżenie jest mi potrzebne szczególnie teraz, kiedy naprawdę całymi dniami przygotowuje się do ostatnich dwóch egzaminów... ale miało być przyjemnie, a nie dołująco, także koniec narzekania i przechodzę do sedna posta :)

1.WIĘCEJ CZASU NA ŚWIEŻYM POWIETRZU


Nie wiem czy macie tak jak ja, ale od dziecka jarałam się tym, że dni są coraz dłuższe. Uwielbiałam patrzyć na zegarek i za okno i 'walczyć z czasem', czyli czekać z dnia na dzień na późniejszy zachód słońca. W tym roku nie zamierzam oglądać tego zjawiska zza okna, tylko jak najwięcej wieczorów spędzać na zewnątrz i cieszyć się tym 'na żywo' :)


2. OPALANIE NIE BOLI



Oczywiście wszystko w granicach rozsądku i pod kontrolą żeby tu od razu krzyku na mnie nie było:). Zawsze byłam blada, mam typowo słowiańską urodę i ciężko mi się było opalić. Ostatnio spędziłam trochę czasu na słońcu (jak jeszcze było:)), opaliłam się i spodobałam się sobie taka :). Do ślubu chcę mieć ładny kolorek, a nie dużo czasu zostało, bo tylko jakieś 2 tygodnie (!).


3.POZAŁATWIAĆ NIEDOKOŃCZONE SPRAWY...


Wiem, że większość moich znajomych studentów właśnie tak podchodzi do sesji, ale ja znowu jestem z tych 'innych' :D. W czasie sesji prawie cały swój czas poświęcam na naukę i zaniedbuję masę spraw. Od takich błahych jak posprzątanie w szafce, po pogorszenie kontaktów ze znajomymi. Mam nadzieję, że w lecie zrealizuję kilka projektów, więcej czasu spędzam z Wami, zadbam o bloga i kanał i zrobię wszystko co miałam zrobić;).


4....ALE TEŻ ODPOCZĄĆ



Cały ten rok Akademicki był dla mnie mega ciężki... Przyznam Wam, że w tamtym semestrze nie dość, że prawie co zjazd siedziałam sobota i niedziela do 21.15 (!), to jeszcze miałam same 'ciekawe' przedmioty. O ile pierwszy rok na studiach 'przepłynęłam', o tyle tu musiałam sie bardziej dołożyć. Cóż.. tak to jest jak się jest ambitnym i chce się mieć średnia dużo ponad 4.0 :)


5. PIĆ WIĘCEJ WODY I REGULARNIE SIĘ ODŻYWIAĆ



Niestety problemy z kolanem nie pozwalają mi ćwiczyć i raczej nie zapowiada się, że szybko się to zmieni. Muszę więc zadbać o swoją wagę w inny sposób. 5 posiłków dziennie i 2l. wody to mój plan. Czy mi się uda? Nie wiem, mam nadzieję, że tak,chociaż powiem Wam szczerze, że mega brakuje mi ćwiczeń.

A Wy macie jakieś postanowienia ?:)

Fajny nudziak i dlaczego nie robię recenzji lakierów do paznokci?

Fajny nudziak i dlaczego nie robię recenzji lakierów do paznokci?

Hej hej :)
Witam Was serdecznie moi kochani :* Egzaminy w weekend poszły mi nawet dobrze, więc nie mam na co narzekać. W tą sobotę i niedzielę jeszcze ogarnę dwa i witajcie wakacje! (mam nadzieję:D)
A jak Wasze sesje? Dużo Wam zostało? Oprócz tego, że 95% mojego życia pochłaniają studia, kolejne 5% pochłania szukanie sukienki na wesele... Uwierzcie mi, że wczoraj i przedwczoraj przymierzyłam chyba z 50(!) i żadna mi nie pasuje! Jak jest dobra w pasie, to za ciasna w biuście, jak dobra w biuście, to za duża w pasie i takie buty..Ale przejdźmy do tematu posta :)

Dziś chciałabym Wam opowiedzieć o lakierze, który trafił do mnie przez przypadek. Poszłam do Natury po coś do włosów, a natknęłam się na wystawę produktów 'smart girls get more'. Nie miałam wcześniej produktów z tej firmy, a że szukałam jakiegoś fajnego nudziaka, to postanowiłam spróbować. Znalazłam jeszcze fajną, neonową zieleń, ale o niej innym razem. Jak wiecie nie pokazuję Wam często lakierów (umówmy się, nie pokazuję ich wcale), ale to tylko dlatego, że:
-Nie umiem ich sfotografować
-Mam brzydkie paznokcie.
Uznałam, że mimo wszystko ten lakier jest wart pokazania.



Te lakiery to maluszki. Nie widziałam ich nigdy w butelkach o większej pojemności. Nie wiem czy to jest zaleta czy wada. Z jednej strony wada, bo jak polubimy kolor, a będziemy potrzebować 3 warstw do uzyskania krycia, to produkt szybko sie skończy, natomiast z drugiej zaleta, bo gdy nam się nie spodoba i nie będziemy go często używać to nie wyrzucimy pół butelki zaschniętego lakieru ;). Na opakowaniu podstawowe informacje jak nazwa firmy, numer lakieru i skład. Czarna zakrętka, pędzelek niezbyt gruby, ale też nie jakiś wybitnie cienki. Ze względu na rozmiar butelki-krótki, ścięty na równo. Jeżeli chodzi o trwałość to ciężko mi powiedzieć, bo wiecie jak to jest. Wszystko zależy od płytki, eksploatacji paznokcia:D itd. U mnie trzyma średnio 3-4 dni przy czym normalnie wszystko robię, zmywam, myję i inne bez rękawiczek :). Kolor jest taki jak chciałam-nudziak, ale z domieszką różowego. Zakochałam się w nim od pierwszego pomalowania. Nie zawiera w sobie żadnych drobinek, czego osobiście nie lubię. Krycie o dziwo nie trzeba 3 warstw, jak w przypadku innych lakierów nude, które posiadałam wcześniej. Dwie spokojnie wystarczają na pokrycie płytki i uniknięcie prześwitów. Ogólnie jestem bardzo zadowolona z lakieru, bo i  cena jest atrakcyjna (około 5 zł). Na koniec pokażę Wam jak wygląda na paznokciach, a Wy potwierdzicie, że nie nadaję się do robienia zdjęć moim 'szponom' :D


Miałam BB czas na CC :)

Miałam BB czas na CC :)

Hej hej :)
Co tam u Was?:) Ja mam jutro 4 (słownie: cztery!) egzaminy i zaczynam mieć delikatnego stresa. Jedyną pocieszającą rzeczą jest fakt, że jak pomyślnie przejdę jutrzejszy dzień, to zostanie mi ostatnio egzamin w kolejną sobotę i będę mogła się cieszyć wakacjami! Jezu jak mi się ten semestr dłuży... no brak słów.. Jeszcze cały weekend siedzę do 21.15 także pozdrawiam wszystkich Polaków :)

W dzisiejszej notce chciałabym Wam opowiedzieć o produkcie, w którego działanie raczej średnio wierzyłam. Ba! odkąd weszły na rynek te wszystkie produkty typu BB, CC to śmiałam się, że jak tak dalej pójdzie do dojdziemy do ZZ i się skończy zabawa. Koniec końców moja przygoda kiedyś tam kiedyś z kremem BB zakończyła się średnio. Nie żeby mi narobił jakiś szkód czy coś, ale też pożytku wielkiego z niego nie miałam. Krem CC kupowany był z myślą o mojej mamie i to w dużej mierze będzie recenzja oparta na jej doświadczeniach z tym produktem. Moja mama jest osobą o cerze naczynkowej. Nie wiem czy jest to spowodowane wiekiem? Wcześniej nie miałam takich problemów z pękającymi naczynkami. Niestety nie jestem dermatologiem i nie mogę się w tej kwestii za dużo wypowiedzieć. Przechodzę zatem do recenzji i do wniosków ;).




Oczywiście nie żadna inna firma, tylko moja ukochana Ziaja :). Wiedziałam, że szukając z moją mamą jakiegoś kremu CC postawię na tą firmę. Skoro wcześniej mnie nie zawiodła, to pewnie i tym razem nie zawiedzie. Oczywiście się nie myliłam :). Krem zapakowany jest w kartonik, który oczywiście w moim wykonaniu poleciałby do kosza za trzy punkty :D. Moja mama konsekwentnie trzyma produkt właśnie w tym opakowaniu. Na opakowaniu znajduje się naprawdę multum informacji. O nazwie firmy, składnikach, informacja od producenta, właściwości, gramatura i naprawdę dużo, dużo innych. Dopiero teraz zauważyłam, że posiada on SPF 10 :). Nie zagłębiałam się nigdy jakoś specjalnie w tematy filtrów, wiec i tu się też nie będę rozgadywać za dużo. 





Dużo tego nie ?:) No właśnie Ziaja taka jest :) Nic nie tai, wszystko wali od razu co i jak :). Dziękuję Bogu, że ich sklep firmowy otwarli u mnie w galerii bo naprawdę jestem tam stałym bywalcem :)
Tak jak już wspomniałam wyżej, moja mama jest osobą ze skłonnością do zaczerwienień, pękania naczynek i na dodatek ma wrażliwą skórę. Fajne połączenie :) Niestety nie może sobie pozwolić na testowanie coraz to innych nowości, bo po prostu jej one szkodzą. Czasem skutki nie są jakieś tragiczne, ale czasem ją wysypie niepotrzebnie i po zabawie. Czy ona była przekonana do działania tego kremu? Podejrzewam, że średnio. Kiedyś w rozmowie rzuciłam, że istnieją takie kremy i przy wizycie w sklepie postanowiłyśmy kupić i wypróbować.


Krem znajduje się w tubce 'stojącej na głowie'. Uwielbiam takie rozwiązania dla kremów, bo można sobie przeciąć i wyciągnąć wszystko do końca ( tak, dzień dobry Ty moja pazerności kochana). :D Zapach jest delikatny, ale przyjemny. Nie drażni mnie ani mamy. Jeżeli chodzi o efekty, to powiem Wam, że moja rodzicielka rzadko co chwali, ale w przypadku tego kremu było inaczej. Spasował jej od razu! Co najlepsze ja też zauważyłam u niej efekty. Koloryt skóry jest ładnie wyrównany, a zaczerwienienia znikają. Wiadomo, nie całkowicie, nie jest to produkt, który trzyma się 12h, ale na codzień jest produktem idealnym. Po co codziennie obciążać skórę podkładami? No moim zdaniem bez sensu. Wystarczy nie wielka ilość aby pokryć twarz. Mama stosuje go od miesiąca i jak na razie żadnej reakcji alergicznej nie zauważyłyśmy. Zazwyczaj wysypki zaczynały się bardzo szybko. U mnie niestety jakiegoś spektakularnego efektu nie było, bo nie mam cery naczynkowej :). Jedyne co zauważyłam to to, że krem fajnie nawilża i sprawia wrażenie 'miękkiej buzi' ;)

Resumując:
Taka alternatywa dla osób z cerą naczynkową :)

Cena: ok. 10zł/50 ml
Ocena: 5

Trzymajcie kciuki jutro plis ! :)
Mój ulubiony róż :)

Mój ulubiony róż :)

Witajcie :)
Opanowałam nową technikę pisania postów, będę pisać w nocy ha! Przynajmniej mam więcej czasu, mogę się skupić, nic mi nie przeszkadza i ogólnie jest git :).
Dziś przychodzę do Was z recenzją szminki, którą pokochałam może nie od pierwszego nałożenia, może nie od pierwszego użycia i spojrzenia, ale uwierzcie mi, zyskuje przy bliższym poznaniu:) Mowa oczywiście o różu z Golden Rose.




Nie zwróciłabym na nią uwagi, bo jakoś nigdy wcześniej nie miałam kontaktu z firmą GR gdyby nie fakt, że warunkiem uczestnictwa w jednym konkursie Maxineczki był właśnie zakup jednego produktu. Mógł to być cień, eyeliner, cokolwiek. Postawiłam na pomadkę, ponieważ akurat brakowało mi jakiegoś soczystego kolorku. Wtedy akurat była 'faza' na serie GR. Myślałam, że trafiłam na tą ultra rich (?), a akurat zakupiłam tę drugą. Troszkę mi się ciśnienie podniosło, ale to niestety moje niedopatrzenie i winy na nikogo zwalić nie mogę. 


Wybrałam numerek 42. W sumie jak się teraz zastanawiam nad tym jak ten zakup przebiegał, to była to naprawdę mega szybka akcja. Wpadłam, powiedziałam, że chcę różową i wzięłam. Bez testera, bez sprawdzenia... Wiem, najpierw działam potem myślę. Cała ja niestety. 
Opakowanie jak widzicie wygląda dość elegancko. Złoty(?), matowy kolor. Żadnych dodatkowych informacji od producenta oprócz tej naklejki na spodzie. O ile dobrze kojarzę była ona jeszcze zapakowana w kartonik, który oczywiście wyrzuciłam, bo nie chomikuję takich rzeczy. Błyszczący dodatek na środku dodaje klasy.


Jak widzicie zużycie szminki jest już dość duże. Nie ma problemu z jej wykręceniem nawet do końca. Obawiałam się, że może mi się złamać, bo troszkę 'przesiedziała' w aucie na tych upałach i bałam się, że jest roztopiona. Na szczęście nic podobnego się nie stało. Pomadka jest cała i w dobrej kondycji :). Przejdźmy może teraz do koloru i wykończenia. Szminka jest matowa bez żadnych drobinek, błysku, blasku. Kolor różowy, niezbyt wyraźny, ale też nie rzucający się w oczy. Wydaje mi się, że do mojej karnacji i koloru włosów pasuje idealnie. Nie wiem jak by się sprawdził dla osób bardzo opalonych, czy z innym kolorem włosów niz blond. Przez matową konsystencję szminka troszkę wysusza usta, ale nie jest to jakieś bardzo uciążliwe. Na szczęście nie podkreśla suchych skórek czego nienawidzę;/. Aplikacja jest łatwa i bezproblemowa. Przyznam, że aplikuję ją na usta nawet bez pędzelka :) Precyzyjnie wyprofilowana.Jeżeli chodzi o trwałość to jest średnia. Nie trzyma się na pewno 8h, ani 6h, ale jak już schodzi to na szczęście równo. Nie posiada żadnego zapachu. Na dobrą sprawę nie mam się do czego przyczepić.:)



CENA: ok.15 zł
OCENA: 5

A tu na ustach :)




See You :) <3
TOP TEN, czyli co pomaga mi w nauce do sesji:)

TOP TEN, czyli co pomaga mi w nauce do sesji:)

Hej hej :)
U Was też się tak zepsuła pogoda? Kurcze nie fajnie bo chciałam sie poopalać jeszcze,a  na chwilę obecną to zostaje mi solarium za którym nie przepadam :). Co prawda już i tak mam ładny kolorek, ale zawsze mogłoby być lepiej :). Dziś totalnie luźny post bo ani pogoda nie sprzyja myśleniu, ani mój zmiażdżony sesją mózg. Pokażę Wam czego lubię słuchać w czasie przerwy od nauki :)






Znacie?:) Co możecie mi jeszcze polecić?:)

Prywatnie.

Prywatnie.

Moi kochani!
Wiem, że zaniedbałam bloga, że o kanale nie wspomnę, ale niestety mam sesję, która mnie mega męczy. Przyznam, że czasem nie wiem w co palce wsadzić. Jedyne co mnie pociesza to fakt, że zostały mi ostatnie dwa zjazdy i jak dobrze pójdzie, to po 28.06 wrócę :)
Udało się nawiązać kilka fajnych współprac więc będzie o czym pisać. Pomysły na notki są, zdjęcia zrobione są, recenzje czekają, a czasu nie ma:(.
Jeżeli chcecie być ze mną na bieżąco, zapraszam na mój instagram :)
Trzymajcie kciuki! :*
 




A i żebyście nie zapomnieli jak wyglądam:D


Aloesowa  moc :)

Aloesowa moc :)

Hej hej :)
O Ziaji to chyba każdy z nas słyszał :). Zresztą ja sama niejednokrotnie podkreślałam, że jest to jak dla mnie najlepsza polska firma. Nie dość, że mają tanie produkty, to jeszcze żaden nigdy mi nie zrobił krzywdy. Oczywiście nie mogłabym odpuścić zakupu kolejnego produktu z tej firmy. Tym razem padło na aloesowy tonik.





Opakowanie plastikowe, przezroczyste, widać ile zostało produktu. Szata graficzna skromna, prosta, ozdobiona kwiatami (?) aloesu. Na opakowanie podstawowe informacje o nazwie, właściwościach i podstawowe informacje od producenta. Tonik zakupiłam w promocji w rossmanie i naprawdę wyszła jakaś śmieszna, groszowa kwota. Opakowanie zamykane na 'klik'. Otwór odpowiedni, wylewa się nie za dużo nie za mało. Do cery normalnej i suchej, czyli właśnie takiej jak ja mam. Niestety z naciskiem na 'suchą', szczególnie teraz w okresie letnim moja cera błaga o porządne nawilżenie. 


Moja pielęgnacja twarzy wieczorna wygląda następująco: pianka do mycia twarzy->płyn micelarny-> tonik. Nie wyobrażam sobie pielęgnacji i demakijażu bez tonika. Przynosi mi to niesamowite ukojenie i ulgę. Niestety nie posiadam dodatkowego kremu aloesowego, bo jestem zobowiązana wobec innej firmy i testuję ich krem. Wydaje mi się jednak, że po zdenkowaniu obecnego napewno zakupię aloesową wersję.



Co tu dużo mówić... Produkt jest boski! Doskonale nawilża, daje uczucie ukojenia, ochładza cerę. Dość szybko się wchłania, nie zapycha, nie uczula. Jak dla mnie najlepszy! 
Miałam ogórkowy, ale zaczął mnie ciut zapychać...dobrze, że wersja aloesowa taka nie jest, bo w końcu znalazłam swój ideał! 

Cena: ok 5 zł.
Mój ulubiony podkład. Porównanie odcieni 00 i 01.

Mój ulubiony podkład. Porównanie odcieni 00 i 01.

Witajcie :)
Jak po długim weekendzie? Ja jakoś przeżyłam w szkole, ale powiem Wam, że było mega ciężko niestety. Jeszcze dwa zjazdy i mam nadzieję, że będę się mogła pochwalić zakończeniem drugiego roku studiów. Swoją drogą chyba najgorszego :D.
Dziś chciałabym Wam przedstawić dwa odcienie moich ulubionych podkładów, z którymi nie rozstaje się już od kilku lat. Mowa oczywiście o Pierre Rene Skin Balance.


Przyznam, że nie zwróciłabym chyba na niego uwagi, gdyby nie kiedyś tam obejrzany filmik 'Zmalowanej' i jej dość pochlebne recenzje o nim. Jeszcze jakiś czas temu miałam do niej 100% zaufanie i 'łykałam' wszystko o czym mówiła. Teraz życie trochę to zweryfikowało, ale nie o tym dziś. Koniec końców pożegnałam się wtedy z moim GG z oriflame  i pohasałam do Natury w celu zakupienia osławionego PR. Na tamtą chwilę najjaśniejszym odcieniem był odcień 01 porcelain. Wydawało mi się, że jest dla mnie idealny, więc zakupiłam. Dzięki Bogu, że w miarę szybko zauważyłam, że jest on dla mnie za ciemny. Potem PR skusiło się na zmianę szaty graficznej, chociaż do poprzedniej nie miałam żadnych zastrzeżeń i wprowadzenie dodatkowego odcienia 00 champagne. Dowiedziałam się o tym z blogów, bo wcześniej w naturze nie zwracałam na to uwagi. Teraz postaram się Wam opisać dokładnie czym różnią się od siebie 00 i 01.


Zacznę od mojego pierwszego nabytku. 01 Porcelain. Produkt znajduje się w szklanej butelce z pompką. Jest to wygodne i niewygodne rozwiązanie. Szklanego pojemnika nie rozbijesz żeby wyciągnąć produkt do reszty.  Z tubki to zawsze jakoś się wyciśnie do reszty :D. Pompka na szczęście się nie zacina. Dzięki przezroczystym miejscom widzimy ile produktu nam zostało. Na opakowaniu mamy informację o nazwie, odcieniu, firmie, a także długotrwałemu działaniu i wodoodpornych właściwościach. Tak jak wspomniałam myślałam, że kolor jest dla mnie idealny. Niestety po jakimś czasie zaczyna on ciemnieć. Co najciekawsze nie na twarzy, tylko w butelce o_O? Miałyście tak kiedyś? Jeżeli chodzi o trzymanie się na twarzy i inne właściwości, to nie mam mu nic do zarzucenia.


Zmiana butelki i zmiana odcienia :) Tym razem duuuuuuuuużo jaśniejszy 00 champagne :). Zmiana szaty graficznej akurat nie przypadła mi do gustu, ponieważ nie widać ile produktu zostało. Pozostałe właściwości zostały. Jedyne co mi się wydaje to to, że ta nowsza wersja mniej intensywnie pachnie. Akurat mi to pasuje, bo wcześniejszy zapach był dla mnie zbyt cukierkowy. 


I teraz porównanie obu kolorów. Chyba nie musze mówić który jest który ?:) Wydaje mi się, że 00 jest stworzony dla mnie. Teraz na lato pewnie będę mieszać dwa odcienie bo mam zamiar się opalić :) Jedyne na co musicie uważać przy tych produktach to fakt, że najlepiej je nakładać gąbką albo palcami. Przy nakładaniu pędzlem robią się mega smugi i podkreślają skórki.
Koniec końców jestem zadowolona i polecam produkt każdej z Was :)

CENA:Ok 25 zł.

7 najpopularniejszych postów na moim blogu :)

7 najpopularniejszych postów na moim blogu :)

Hej hej ;)
Świętujecie długi weekend?:) U mnie ju niestety dobiegł końca, bo w sobotę i niedzielę siedzę do wieczora w szkole. Dziś tez miałam dość zalatany dzień, więc mam dla Was luźną notkę, a mianowicie 7 postów, które najchętniej czytaliście na moim blogu:)
Może kogoś one zainteresują :)




















PAMIĘTACIE COŚ ?:)
Czy tanie może być dobre i co to znaczy sexy czerwień?

Czy tanie może być dobre i co to znaczy sexy czerwień?

Hej hej :)
Upałów ciąg dalszy :) Dziś już odpuściłam leżenie na słońcu, bo przecież co za dużo to nie zdrowo. Pojechałam na zakupy i pożałowałam każdej sekundy na nich! 'Ludziów jak mrówków'! Nienawidzę Żywca przed długimi weekendami,w  długie weekendy i po długich weekendach. Tak samo denerwuje się w wakacje i w ferie. Przed świętami też nie ma szału... w inne miesiące jest do zniesienia :D. Żartuję, kocham to miasto mimo tych problemów komunikacyjnych, których zamiast mniej, jest coraz więcej :).

Nie wiem czy kojarzycie, jak w zakupach z tamtego miesiąca pokazywałam Wam dwie szminki, które udało mi się upolować bardzooo tanio w drogeriach Daily. Nie wiem czy u Was je można spotkać. Przyznam, że u nas też stosunkowo nie dawno została otwarta. Nie ma tam jakoś wybitnie tanie, bo niektóre produkty sa nawet o 5-7 zł droższe niż w innych sklepach, ale czasem zdarza się trafić na coś taniego. Mnie spotkało takie szczęście, kiedy grzebiąc za jakimś fajnym kolorem szminki trafiłam na tą (tę?) oto czerwień :).


Nie oszukujmy się, od strony wizualnej przypomina mi pomadki mojej mamy sprzed 10 lat, kiedy byłam jeszcze dzieckiem (o zgrozo! Byłam już nastolatką, ale pozwólcie mi żyć złudzeniami, że byłam dzieckiem:D) i używałam ich ukradkiem żeby czasem się nie zorientowała ( No tak, przecież nikt się nie zorientuje.. każda nastolatka ma taki kolor ust:D). Mimo tego, że może nie prezentuje się jakoś mega bosko, szafa graficzna nie powala na kolana, testera też nie było żebym wypróbowała czy ten kolor jest autentycznie czerwony-zaryzykowałam. 
Opakowanie plastikowe, niezbyt mocne i podejrzewam, że w mojej torebce nie wytrzyma zbyt długo. Szczególnie, jak zazwyczaj znajduje przywaloną pomadkę zeszytami, notatkami, albo skserowaną książką. Na chwilę obecną (odpukać-puk, puk), nic nie pękło. Na opakowaniu multum informacji. A to o składzie, a to o nazwie firmy, coś 'po francuskiemu' i ogólnie misz-masz.


Skład jak widzicie rozbudowany taki, że hoho! O dziwo widzę tam jakiś 'Oil', który raczej zbyt dużo dobrego nie narobi przy tylu propylo, ethylo i "inno parabeno-składniko". O tych magicznych cyferkach na dole to nawet nie wspomnę, bo nawet nie wiem co to i po co i o co cho :).


Dość narzekania, przejdźmy do plusów. Pomimo tego opakowania i składników pomadka jest naprawdę niezła! Kolor jest mega seksowny. Uwielbiam czerwień na ustach, jest taka strasznie kobieca. Może nie używam jej na codzień, ale jeżeli chodzi o jakiś makijaż na większe wyjścia czerwień super pasuje. Bardzo dobrze się rozprowadza. Nie wiem jakim cudem, ale jest tak wyprofilowana, że rzadko poprawiam pędzelkiem po nałożeniu jej na usta. Jeżeli chodzi o zapach, przypomina mi własnie pomadki mojej mamy:) Jest to dla mnie fany powrót do lat nasto...wróć, dziecięcych :D:)



Jeżeli chodzi o trwałość, to nie jest jakaś może hiper-super trwała, ale jak się zjada, to przynajmniej zjada się równo. Nie pozostawia żadnych placków ani plam. Nie podkreśla suchych skórek. Aplikacja to czysta przyjemność :)



CENA: ok. 8zł :)


Użyłam jej tu :)

 
Copyright © 2016 zakochana w kolorkach , Blogger